Forum WaMpYmRoKu Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
To NIE jest kolejne, głupie opowiadanie fantasy!

 
Odpowiedz do tematu    Forum WaMpYmRoKu Strona Główna » Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
To NIE jest kolejne, głupie opowiadanie fantasy!

Czy podoba ci się opowiadanie
Jest Super.
100%
 100%  [ 3 ]
Jest SUUper.
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 3

Autor Wiadomość
ogf-carl
Administrator


Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Post To NIE jest kolejne, głupie opowiadanie fantasy!
Dawno, dawno temu... Bleach! Nikt mnie nie zmusi, by tak zaczynać opowiadanie.
W każdym razie gdzieś, nie tam, gdzie znajdujesz się ty obecnie, w średniowiecznej krainie,
którą rządziły nie tylko przesiąknięte złotem VIP’y i starożytni bogowie, ale również
smoki, jaszczury, elfy, krasnoludy i inne miśki*.

* - Od teraz będę używał słowa ‘misiek’, jako określenie osoby niezbyt
inteligentnej, nierozgarniętej, używającej innego, niż przyjęty, języka.
Acz, najczęściej bardzo lubianej, ze względu na upodobanie do spadania
z wysokości. Nie, nie, to nie mój chory umysł, coś takiego chodzi po tym
świecie, ale nie wgłębiajmy się w ten temat w głupim przypisie. Khem...

A więc, nasza opowieść zaczyna się na wzgórzu, gdzie to spoczywa nasz
Główny Bohater, pilnując, pasące się owce, co by nie zaatakowały okolicznych wiosek.
Leży ów człek w trawie, przyglądając się niebu i latającym nad jego głową smokom.
Czarne, niebieskie, zielone... nie, zdecydowanie niebieskie. Niebieskich jest najwięcej.
Och, przepraszam. Zapomniałem, że jestem tylko narratorem. Wybaczcie.

Nagle, z okolicznych krzaków wydobywa się dźwięk, który szczególnie
Zainte-re-so-wy-wu-je naszego prostego pachołka, zwanego zdrobniale po matce,
Głównym Bohaterem. Zaintrygowany młodzik porzuca więc zaszczytną pracę
strażnika głupich, acz niebezpiecznych zwierząt, by udać się w pobliskie zarośla,
gdzie, jak podpowiada mu kolejne, bohaterskie przeczucie, spotka sławę, bogactwa
i ko... kotlety mielone. No co? Drogie są w rejonach, gdzie nie ma nawet miejsca
na pojedyncze pole zboża potrzebnego do wyrobu zaszczytnego pożywienia.
Ale znowu odbiegam od wątku fabularnego, bawiąc się w dokładne opisy,
jak to czyni połowa genialnych narratorów w większości genialnych dzieł fantastyki.

Jak już mówiłem, Główny Bohater udał się w z góry wyznaczone (w scenariuszu)
miejsce, by spotkać się ze swoim przeznaczeniem. Niestety, w krzakach nie spotkał
złego wilka, smoka, owcę, wróżkę, czarownicę z zatrutym jabłkiem, czy co tam sobie jeszcze
pomyślicie właśnie, lecz małe, zawinięte w białe prześcieradło jajko. Nie było to
Jednak jajo kurze, ni kacze. Było duże, lecz nie tak duże jak strusie. Nie muszę wam
dawać dodatkowego czasu, na zgadnięcie, bo i tak wiecie, że było to kolejne jajo
smoka, których tak wiele w tego typu opowieściach. Zrezygnowany Główny Bohater,
włożył je do kieszeni i już miał wracać na polanę, gdy w ciemnym lesie usłyszał głos,
który odmieni jego życie. Był to bowiem głos niezwykły. Gdyby był zwykły,
to bym cię, drogi czytelniku, nim nie zanudzał. Był do bowiem głos magiczny,
który nawoływał naszego pachołka, do pójścia w las. Ba! Nawet dalej niż w las!

- Ty, ty zostałeś przeze mnie wybrany, by odnaleźć skarb i uratować krainę,
przed kolejnym śmiertelnym niebezpieczeństwem. Ale tym razem jeszcze bardziej
śmiertelnym, niż to ostatnie, co też było śmiertelne, ale mniej niebezpieczne.
- Czemu ja? I kim ty jesteś? I tak mi się tu nudzi... co mam robić?
- Idź, aż dojdziesz do puszczy Siedemnastu (i pół) wichrów! Tam znajdziesz
to, co szukasz! Tam znajdziesz święty miecz, który weźmiesz i pokonasz nim
wszelakie (śmiertelne) zło, które zagraża naszej pięknej krainie.

Nastała krótka cisza. Po chwili, pod nogami Głównego Bohatera pojawiła
się fiolka, z fioletową cieczą w środku.

- Weź to. Pomoże ci przetrwać.
- Ale czemu ja? I po co mi to?
- Weź, nie piepszyj – dość mocno zaintonował magiczny głos – nie czas na wyjaśnianie!
Ruszaj w drogę, zbierz wiernych kompanów i zdobądź miecz, by pokonać (śmiertelne)
zło, zagrażające naszej...
- Dobra, dobra, spoko i w ogóle super, joł, tej. Nie przedłużajmy tego wszystkiego,
zbędnymi dialogami podmiotu z wyimaginowanym, magicznym głosem.
Idę w drogę i mam nadzieję, że nie robisz sobie ze mnie jaj.

Główny Bohater złapał głęboki wdech, by następnie powoli wypuścić
powietrze z organizmu. Oczywiście, nie jest powiedziane, że użył do
tego otworu gębowego, ew. oddechowego.

- I tak, jeśli je sobie robisz, to wolę już robić coś pożyteczniejszego,
niż pilnowania tych krwiożerczych bestii przed atakiem na największe
miasto w okolicy królestwa – tu wskazał na ogrodzoną metalowymi
łańcuchami zagrodę, w której pasły się spokojnie owce – Powiedz mi tylko,
dziwny, magiczny głosie, w którą to stronę mam iść?
- No, podążaj tam, gdzie wieje wiatr. Potem, pokierujesz się intuicją. Powodzenia!

Głos ucichł. Bohater nasz stał jednak nadal w miejscu, w którym zastaliśmy
go przed tym akapitem, a mianowicie w dialogu. No dobra, nie będę was zmuszał
do myślenia – stał tam, gdzie stał. No i mogło by się wam wydawać to dosyć
dziwne, czemu nie rozpoczyna swej wędrówki, gdyby nie prosta przyczyna:
Nie było akurat wiatru...

- Jaki misiek!

Pomyślał Główny Bohater, poczym bez dłuższego namysłu, oddalił się
pierwszą, lepszą, drogą leśną, którą to akurat podpowiedziało mu - nie mylące
się przecie w takich opowiadaniach - przeczucie

2Część

Las zdawał się ciągnąć w nieskończoność. To znaczy ścieżka leśna,
przepraszam za to niedomówienie. Wybaczcie. W każdym razie,
ścieżka leśna ciągła się w nieskończoność, bezlitośnie oddziaływując
na zmęczonego i nie-do-końca przygotowanego do takiej podróży,
śmiałego podróżnika, Głównego Bohatera!

Drogę oczywiście umilały śpiewające w koronach drzew ptaki.
Ich pieśń tak bardzo przypominała naszemu bohaterowi czasy
młodości, kiedy to na niebie więcej było smoków brunatnych,
a owce jeszcze nie były tak śmiertelne dla człowieka.
Marząc tak sobie po drodze, nasz Główny Bohater nie zauważył
niestety śmiertelnego zagrożenia, które czyhało na niego na tej –
jakże zwyczajnej – ścieżce leśnej. Nie odszedł zbyt daleko, gdy
wpadł z impetem w dość głęboką dziurę.

- Oł Puck! Maj hed – zaintonował gwarą nasz wybraniec.

Dziura była wyjątkowo głęboka. Miała ze dwa metry kwadratowe, więc nasz
bohater zaczął się strasznie zastanawiać, w jaki sposób z niej wyjść.
Siedząc tak sobie w tym dole, rozmyślać począł:

- O ja nieszczęsny! Żona i dzieci na wych...

Przepraszam... pomyliłem teksty... ten, ten jest chyba dobry:

- K***a!! Co ja teraz zrobię? Miałem zdobyć ten miecz, rozwalić złych władców
zła i wrócić na kolację. Niech to wszystkie dębowe tarcze trzasną z impetem!
Co ja teraz pocznę!?

I tak się zastanawiał, nie zauważając nawet, jak to nad nim pojawiła się gromada
cieni. Jeden z nich, pochylił się nad dziurą. Nasz bohater omal nie dostał zawału,
ponieważ nie był przyzwyczajony do widoku owłosionych łap, sięgających do
dwu metrowych dziur. A ta była szczególnie owłosiona...

- Podaj mi łapę – odezwał się ktoś na powierzchni – wydostanę cię.

Oczywiście, człowiek prosty, więc posłuchał głosu „z niebios”.
Gdy hero, nasz wielki, już ‘wyskoczył’ z wgłębienia ziemskiego, zaczął się powoli
zastanawiać, co będzie dziś na kolację... a zaraz potem, kto go tak właściwie uratował.
Tutaj niestety po raz drugi dostałby zawału, gdyby nie nasz kochany scenariusz,
który to śpiewnie głosi, iż Główny Bohater zaczyna rozmowę z wybawcą właśnie tak:

- AAAAAAAAAAA!!! (Korekta – w druku zapomniano o jednej literce ‘A’)
- Ciiicho... ciiichoo. Człowieku! Wystraszysz cały las!

Człekopodobne stworzenia stały przed ledwo co wyciągniętym, a znów wbitym
w ziemię, Głównym Bohaterem. Były to pół dzikie psy, pół ludzie. Były inteligentne,
wysokie, dumne i kręcąco-ogoniaste istoty, które żyjąc w lesie, nie zawadzały nikomu.
No, może tylko czasem zrobili sobie barbequil z zabłąkanych w lesie strażników owiec.
Oczywiście, nie przepadały za samymi owcami. Te zwierzęta napawały ich odrazą i strachem.

- Co tu robisz człeku? – Odezwał się znowu przywódca wilków - Czemu zapuściłeś się tak
głęboko w las? I czemu cię nie zjadam, tylko rozmawiam z tobą... ale ten scenariusz...

Niestety, nie dokończył zdania. Monolog przerwał bowiem świst strzały, który okazał
się trafić samego pytającego w zadną część ciała.

- Cholera. Znowu to zrobił!
- Kto? No i... eee... co? – Człowiek odzyskał wreszcie odwagę, by rozmawiać w miarę normalnie.
- Nie ważne, już nie ważne. Auć! – Wydał z pyska wysoki dźwięk, wykonując za
swymi plecami - w okolicy ogona - gest odpychania od siebie zaciśniętej ręki,
w której znajdował się dziwny, podłużny i w dodatku drewniany (!) przedmiot,
przypominający strzałę... zaraz... to była strzała =P
- LOL
- Mówiłem już, nie rozmawiajmy o tym. Powiedz raczej, co tu robisz?

Główny Bohater pomyślał chwilę, analizując dokładnie sytuację, w której
się nieszczęśliwie znalazł. Gdyby tak powiedział wilkom, że idzie po święty
miecz mógłby zostać pożarty, za zbyt krótką odpowiedź. Na szczęście, w porę
wymyślił sposób, by wydostać się z tej sytuacji... żywym.

- Przybyłem tu, bo słyszałem, że macie problem.
mógłbym wam pomóc! To znaczy, tak mi się wydaje...
- Jasne. Musisz być więc wybrańcem z Zachodnich Glizdołazóf. Tamtejszy
król obiecał naszej rasie, przysłać tu jakiegoś pop... bohatera, który
pomógłby nam pokonać zamieszkującą ten las, złą ‘very evul owcę’.
- Pardął me – Nachylił się nad dowódcą jeden, z wilków przybocznych –
Zjadliśmy go przecie, kiedy ten żarłok, próbował nam ostatnio podkraść borówki.
- Niech to misiek trzaśnie! To dlatego nie przychodzi więcej kraść borówek!
Przepraszam cię, człowiecze, ale my, wilczy ludzie, również mamy czasem sklerozę.
W takim razie, nie jesteś wysłannikiem króla?

Bohater przełkną ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Eee... no bo ja... nie pamiętam, kim jestem...
- W takim razie, musisz być wybrańcem, którego przepowiedziała legenda!
- Ekhm... widocznie tak... a jeżeli nim nie jestem?
- W takim razie, będziemy cię musieli zjeść, za zbezczeszczenie legendy!
- Gulp! – przełkną ślinę ponownie – w takim razie, nie mam wyboru, co mam robić?

Na twa... pysku wilczego dowódcy zawitał uśmiech i nie to było dziwne, że generałowie
wilczych band nie uśmiechają się zbyt często, lecz to, że ciężko jest sobie wyobrazić psa, który wesoło wystawia ząbki w szczerym uśmiechu... nie merdając przy tym ogonem.

- A więc ustawione. Po prostu znajdź i zabij ‘very evul owcę’. Aha! Jeszcze jedno...

Dowódca odwrócił się za siebie i wskazał środkowym pazurem jednego ze swoich podopiecznych.
Był to młody wilk, o zgrabnej posturze, jasno szarej skórze i brązowych gatkach
z wyciętą dziurą na ogon. Wywołany przez szefa wyszedł przed mur z braci i stanął obok Bohatera.

- Od dzisiaj, on będzie ci pomagał wykonać swoje zadanie.
Jest ci podwładny, lecz pamiętaj, nie traktuj go źle. Codziennie karm
go borówkami, by rosną zdrowo i był zawsze pełen życia.

Na twarzy Bohatera – nie wiedzieć czemu – pojawiło się lekkie zdziwienie.
Miał on wrażenie, że gdzieś już słyszał przynajmniej część tej regułki.

- Ruszajcie już i nie marnujcie czasu – Odrzekł dowódca i pomachał im łapą,
chcąc wyrazić tym gestem słowa „idźcie już do ciężkiej borówki!”.
- A więc żegnajcie, wilczy bracia! Obiecuję, że was nie zawiodę!

Sam człowiek zdziwił się tym, co przed chwilą powiedział. Miał on wrażenie,
jakby jego ustami przemawiał jakiś głupi narrator, nie on sam. Nie mylił się
co do tego drugiego. Co do pierwszego, to wypraszam ja sobie : (
Gdy już Główny Bohater z wilkiem oddalili się na odpowiednią odległość, ogoniasty przemówił:

- Heh, nie przejmuj się dyrygentem. On się za bardzo rządzi. To przez tą sklerozę i hemoroidy.
Poza tym i tak wolę iść z tobą, niż grać ciągle te same melodie w tym zgrzybiałym zespole.
- Dyrygentem? Zespole? To kim wy właściwie jesteście? – Zdziwił się poczciwy człeczyna.
- Heh, a co? Nie mówiłem ci jeszcze? Aaaa, no tak! Jasne! Jesteśmy wędrowną trupą,
tańczącą ludowe tańce i grające tu i ówdzie na mandolinie (tudzież, fujarce).
- Uh-huh... a więc jesteście zespołem taneczno-muzycznym? A ja was brałem za wojowników : )
- No co ty? Jakbyśmy byli wojami, to już smakowałbym twe mięso : )
Oczywiście, jakbym się do niego dorwał. Wilki w moim wieku są wyjątkowo
pazerne, a ja do najsilniejszych osobników nie należę...
- Gulp... – Nieźle, trzeci raz w tym rozdziale : ) – To chyba dobrze, dla mnie...
To znaczy to, że jesteście tylko wędrowną trupą. A jak - tak właściwie - mam cię zwać?
- Mów mi WilczQ. Mam to po dziadku. Niestety, został on pożarty przez owcę.
- Smutne. Współczuję. Tak, czy siak, mów mi Główny Bohater, lub bardziej
zdrobniale; ‘hero_15’.
- Dzięki, wolę to pierwsze...
- Ależ nie ma sprawy! Poza tym, nie sądzisz, że ten rozdział trwa za długo?
To znaczy, chciałem powiedzieć, nie wiesz, czemu te borówki, które wziąłem wcześniej
z waszego lasu, są takie kwaśne? To te, co leżały obok znaku „Ni mi się waż brać te borówki!”.
Hej? Czemu masz taką śmieszną, zjeżoną skórę? No weź... coś ci z ust cieknie...
Nie chcesz może chusteEEEEE!!?...

część trzecia hrhr



Pewien dziad mieszkał sobie spokojnie na skraju niewielkiej, leśnej polany.
Chata jego, wyryta była w wielkim drzewie. Jego ulubionym zajęciem było
palenie zioła przed swym mieszkaniem, oraz karmienie okolicznych zwierząt
leśnych, które to – głównie z winy nisko latających smoków – nie mogły polować,
w trosce o własne zdrowie i zdrowie rodziny.
Siedział ów dziad przed swoją norą, ćmiąc fajkę, pomlaskując do rytmu,
gdy z gęstwiny powoli zaczęły wyłaniać się dwa, ledwo co widoczne cienie.
Dziadek lat miał sporo, więc nie był zbyt dobry w percepcji wzrocznej.
Zauważył dwójkę podróżników dopiero, gdy oboje stanęli przed nim,
a jeden z nich, wyciągnął mu z ust fajkę. Dopiero po chwili wyostrzył
wzrok na tyle, by wypatrzyć przed sobą włochaty pysk, który należał
do istoty, będącą mu (w wolnym czasie) jego jedyną pociechę życia.

- Nie zmienił się wcale – wilk wycedził przez na współ otwarty pysk – Dalej gra idiotę.
- Ty stary, głupi i w ogóle – wydarł się nagle dziad – Najpierw patrz na siebie,
a nie oceniaj innych po ilości wypalonego ziela, mój chłopcze...

Oboje – Wilczq z dziadem – uścisnęli się ze szczerej przyjaźni.
Uścisk trwał dość długo, by widać było, jak bardzo się lubią.
Nie trwał on jednak AŻ tak długo, by stojący obok,
Główny Bohater, dobył ze swej głowy zdrożnych myśli...

- Przepraszam panów, ale ludzie patrzą ; d – wypowiedział spokojnie.
- Oh, rzeczywiście – wyrwał Wilczq spoglądając zza uścisku na Herosa.
- Co? Ekhm... no, tak, tak – potwierdził dziad, kierując swój na współ działający wzrok na zagrodę z owcami.

Wilczq oparł się o drewnianą chatę, dziad usiadł tam, gdzie siedział,
Zanim zwalili mu się na głowę - znani nam już – podróżnicy.

- Spoko, to coś cię za jedni?
- Cię? Mnie chyba pamiętasz, stary próżniaku!
- Jasne wycieraczko! Ale tych trzech, co z tobą przyszli.
- Trzech?

Wilczq oglądnął się energicznie, nim przypomniał sobie o stanie wzroku starca.
W porę uderzył się w odsłonięty fragment pysku, poczym ją kontynuować;

- Tak, ten tutaj, to Główny Bohater, mój najlepszy kompan i dobry gracz w MtG.
Ten po lewej od jego prawej ręki, to... eee... Franek Niewiemile. Bardzo miły człowiek,
Interesujący się sportami ekstremalnymi. A ten po prawej – załapał głęboki oddech –
To jego syn... Kazimierz go zwą. Kazimierz pospolity, czy coś. Bardzo miły chłopak.

Dziad powstał i kierując się w dziwnym kierunku, ukłonił się nisko;

- Witajcie podróżnicy w mojej skromnej norze!

Próbując się wyprostować, wydał z siebie wysoki, nieco nieprzyjemny w odbiorze dźwięk.

- Cholerny reumatyzm. Ehh...

Gdy tylko mu się udało przywrócić do jako-takiej pozycji, jaka cechowała homo-sapiens,
wrócił na swoje stare miejsce i usiadł ponownie na spróchniałym pniu,
który służył mu w wolnym czasie, jako fotel bujany.

- A! Zapomniałbym spytać właśnie... czego tu do cholery szukacie!?
- Za zadanie nam postawiono – zaczął Wilczq – zabić straszną Very Evul Owcę,
którą jak wiesz, drogi dziadzie, lasem tym potrząsa, jak się jej stanie...
- Oh, tak! Słyszałem o tym zwierzu! No, nawet strach se myśleć, że był on kiedyś pod moją opieką.

Wilczq nie krył zdziwienia, ponieważ znał dziada na wylot, a nawet jeszcze dalej,
a nie słyszał nigdy, by owy dziad interesował się very evul owcami, będącymi zagrożeniem dla ludzkości.

- Znaczy – zaczął powoli – tyś ją wychował? No, nie, żebym się dziwił.
W końcu zachowanie macie podobne. Ale nigdy cię z nią nie widziałem!
- To oczywiste Sherlocku – wybąkł dziad – wszak nie mogłeś. Zawsze, gdy zadawałem
się z ową evul owcą, miałem w ustach fajkę niewidkę. A i hodowałem to poczciwe
zwierze tak głęboko w lesie, że nawet twoim braciom nie chciało się tam zaglądać.
I to nawet w porze niedoboru jagód! Ba! Nawet pająki tam nie lazły,
więc nikt za nimi iść również nie mógł.

Dziad, uśmiechając się lekko, wypluł resztki tytoniu, jakie mu osiadły
w niezaplombowanej dziurze sztucznego, lewego siekacza, poczym kontynuował;

- To znaczy, jak miałem tą fajkę, bo ostatnio pożyczył ją jeden pan z miasta.
Guślarzem go chyba zwali. Nim poszedł, przyrzekł, że ją odda przed świtem,
bucząc pod nosem zdradzieckie słowa o jakichś dziadach – co już mi się wtedy
nie bardzo podobało – ale niestety nie wrócił. A leźć za nim w niebezpieczne
strony spokojnych miast mi się nie chce. Wolę pozostać w wygodnej dziczy.

Poczym wstał, jakby poprawiając swoją brodę, którą to używał jako podnóżka.
Z lekkim niesmakiem na ustach usiadł ponownie, wypluwając kolejną zieloną kulkę
prosto na koślawą łapę Wilczqa, który to przyzwyczajony do zachowania dziadów leśnych –
zignorował to całkowicie.

- Dobrze, dziadzie. Ale gdzie jest teraz ta Owca? W końcu musimy ją zgładzić!
A właściwie... jak my w ogóle mamy ją zabić? Wszak ona Very Evul jest!!
- To proste, panie szmatko! – rzekł z wytrzeszczem na oczach starzec – Mam tu magiczny
zwój z czarem, za pomocą którego bez problemu usuniesz ową owcę z powierzchni ziemi.

Dziad podał Wilczqowi kartkę A5 w linie, na której widniał dziwny, dziecinny rysunek
domku z kominem, trawnika z żywopłotem, słoneczka z chmurkami i krówki łaciatej.
Wilczq pokazał ową kartkę Głównemu Bohaterowi, który to bez większego problemu
Poskładał obrazki, widniejące na owej płaszczyźnie w spójną całość.

- To pismo hieroglificzne – rzekł Bohater.
- Starożytnych dziadów! – dodał dziad.
- Starożytnych dziadów. – potwierdził Hero – Z tego, co mi się wydaje, to pisze tu czarno na białym „Ptasie mleczko”.
- Idiota – prychnął dziad z niesmakiem, wstając, podchodząc do Głównego Bohatera
i przewracając mu w rękach zwój, który okazał się być przez niego trzymany do góry nogami.
- Aha! Tu pisze „Armagedon”.

Nastała głucha cisza. Tylko parę liście przeleciało koło pobliskiego skupiska sosen dołorocznych.
Między drzewami można było usłyszeć cichy głos elfów leśnych; „Hurra! Nareszcie wieje!”,
Który uciszał się jednak po zaledwie kilku mrugnięciach ludzkiego oka (po dwudziestu trzech - dziada).

- Spoko, mamy ten potężny czar – kontynuował niestrudzony złowrogą atmosferą, Hero –
i bez problemu teraz rozwalimy Very Evul Owcę, która już raczej nie stanowi dla nas zagrożenia.

Nie można tu ukrywać, że w jego głosie dosłyszeć można było nie tylko sztuczny optymizm,
ale i różne inne dźwięki. Nie będę ich tu przedstawiał, bo w poważnych opowiadaniach
fantasy nie wymienia się w tekstach narracyjnych, onomatopej, prawda?

- Ale gdzie jest ta owca do cholery! – zniecierpliwił się Wilczq.
- A! Nie mówiłem wam? – Zaśmiał się dziad – O tam!

Stary grzyb wskazał na wysoki na dwa metry i szeroki na sześć i pół, znak drogowy,
na którym, krwią ludzką wymazano napis następujący; „Very Evul Owca! Przyjdzie
do ciebie w nocy! Przygotuj kawę i ciasteczka!”.

Więcej pytań nie było, więc ekipa nasza pożegnała się ze starym dziadem, który
w razie niepowodzenia obiecał, że spróbuje przynajmniej pochować do grobu to,
co z nich mogło zostać. Akurat problemem to dla niego nie było, ponieważ,
jak sam sądził; „Jak was dorwie owo zwierze w pazury, skonsumi was na wskroś”.
Wilczq i Główny Bohater udali się dalej za znakiem drogowym, prosto w paszczę otchłani leśniej.

C.D.N.? : )


Post został pochwalony 0 razy
Pią 6:48, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
ania16mala
Specjalista


Dołączył: 07 Maj 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 9/10

Post
Ziomuś. Skad to sciągnąłes?


Post został pochwalony 0 razy
Pią 7:36, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
ogf-carl
Administrator


Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Post :D
TO nie jest ściągnięte pisałem na kompie Very Happy na polski Very Happy a tak przyokazji to na forum wrzuciłem:S
Ps. zaniedługo nowe opowiadanie....


Post został pochwalony 0 razy
Pią 12:30, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
Hania_wRrr
Bywalec


Dołączył: 07 Maj 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Post
Troche przydlugasne Wink


Post został pochwalony 0 razy
Pią 14:05, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
ogf-carl
Administrator


Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Post
Heh to jak zobaczysz temat zlodowacenie to ci K***A oczy Wyjdą jak to dlaciebie jest długie....


Post został pochwalony 0 razy
Pią 14:11, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
ania16mala
Specjalista


Dołączył: 07 Maj 2007
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 9/10

Post
Długie długie


Post został pochwalony 0 razy
Pią 17:37, 11 Maj 2007 Zobacz profil autora
Devilek
Rozmowny


Dołączył: 08 Maj 2007
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10

Post
Przeczytalem poczatek i nawet fajne, tylko strasznie dlugie Razz


Post został pochwalony 0 razy
Czw 13:00, 17 Maj 2007 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum WaMpYmRoKu Strona Główna » Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin